|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rosalie_Alice
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z serc członków rodziny Cullenów Płeć:
|
Wysłany: Czw 21:12, 30 Kwi 2009 Temat postu: Strach |
|
|
Zastanawialiście, się kiedyś jak to jest gdy całe Twoje dotychczasowe życie przewróciło się do góry nogami?
Esmeralda ma siedemnaście lat i jest z pozoru normalną dziewczyną. W dniu pogrzebu jej rodziców, którzy zginęli wypadku. Przeprowadzka do osoby, która o mały włos nie rozbiła małżeństwa jej rodziców zmienia ją nie do poznania .... a do tego te tajemnicze oczy podczas pierwszego dnia w nowym miejscu ....
Rozdział I
Był koniec sierpnia czyli równy miesiąc od śmierci rodziców. Pogrzeb miał się odbyć za godzinę. Jeko jedyny żałobnik siedziałam w kapily w towarzystwie trumien z zmasakrowanymi ciałami ojca. Dla mojego dobra księżą zabronili mi patrzeć na ich twarze. Wciąż miałam przed oczami ich śmierć. Gdybym tylko mogła zabiłabym mordercę moich rodziców, którego pogrzeb odbył się dwa tygodnie temu. Ma nauczkę, że nawet tirem trzeba jeździć z zapietymi pasami- zwłaszcza wtedy gdy zabija i gwałtownie hamuje.
W całej kaplicy panowała grobowa cisza. Jedeny dźwięk słyszalny to był mój szloch. Siedziałam pomiędzy grobami załamana od ładnych kilku godzin. Godzinę przed pogrzebem drzwi od przymkniętej kaplicy otworzyły się, a w nich stanął wysoki prawnik w sędziwym wieku ubrany w czarny garnitur. Zawsze takie osoby doprowadzały mnie do zawrotów głowy. Zerknęłam kątem oka na niego, a on przywołał mnie wzorek do siebie. Posłusznie wstałam z klęcznika i podeszłam do niego. Po plecach przeszedł mi dreszcz - przeczuwałam, że zakłucanie ostatnich chwil z rodzicami nie będzie przepowiadać spokoju.
- Esmeraldo uprzedzałem, ze tak będzie. Sąd do nieletnich przyznał prawa rodzicielskie Twojej ciotce Sarze - powiedział do mnie mężczyzna. Spojrzałam na niego z wielką złością i nienawiścią. Miałam ochotę go zabić. Obiecał mi, że Sara nie będzie mogła mnie wychowywać. Przecież ona nienawidziła mnie tak samo jak ja jej.
- Wynoś się z tej kaplicy - odburknęła odwracając się na pięcie. Zawsze lubiłam w ten sposób ignorowa ludzi grających mi na nerwach. Po policzkach popłyneły mi łzy. Osoba odpowiedzialna za moją anoreksję i separację rodziców ma się mną opiekowac - to był dla mnie cios w samo serce. Załamałam się. Najchętniej poszłabym na wierzę i rzuciłabym się z niej.
Zrezygnowany prawnik wymamrotał coś pod nosem ... coś w stylu : " Uparta dziewucha. Najchętniej przestrzepałbym jej skórę", ale nie słuchałam go. W końcu wyszedł z kaplicy.
Po kilku godzinnym pogrzebie rodziców w eskorcie policjantów zawieźli mnie do domu Sary i jej męża. Nawet nie miałam okazji pożegnać się z przyjaciółmi, bo policjanciwtargnęli do naszego domu i spakowali wszystkie moje rzecy.
Podróż do jej domu trwała ładne pare godzin. Podjechaliśmy pod garaż około godziny 10 wieczorem. Wyjrzałam przez szybę radiowozu. Moją uwagę zwróciły złote oczy, które przyglądalły mi się z drzewa. Przed dłuższą chwilę przyglądałam się tym oczom, a potem poczułam ten sam dreszcz jaki przeszedł mnie w kaplicy. Chwilę potem jeden z policjantów wywołał mnie i posłusznie wyszłam z samochodu
- Esmeralo cieszę się, że dojechałaś cała i zdrowa do nas - powiedziała niezwykle uprzejma Sara przytulając mnie. Niezbyt myślałam co się działo przed domem tej perfidnej żmiji.Bardziej interesowały mnie te błyszczące oczy, które obserwowały każdy mój ruch. W końcu dotarły do mnie słowa Sary. Z gniewem w głosie odburknęłam jej ...
- A ja się nie cieszę. Wolałabym umrzeć niż żyć pod jednym dachem z osobą z winy której moje życie kiedyś legło w gruzach
Nie wiem co mnie wtedy napadło. Krzyczałam jak opętana, wyzywałam każdego, którego zauważyłam. Gdy mi sił zabrakło upadłam na ziemię z płaczem. Swój wzrok wbiłam w kępkę zeschniętej trawy. Wokół mnie nie było nikogo - wszyscy siedzieli w domu wyglądając na mnie z okna. Skierowałam swój wzrok na Sarę, którą zraniłam swoimi slowami. Patrząc na nią kobieta otworzyła okno ...
- Chodź do domu bo zmarźniesz. Obiad wystygł, a potem porozmawiamy na spokojnie - powiedziała cieplym glosem, który wewnętrznie mnie uspokajał, ale i tak nienawidziłam jej całym swoim ciałem i umysłem. Weszłam do domu, a w progu przywitał mnie Sara ściskając mnie mocno ...
- Przepraszam za to, że cierpiałaś przeze mnie - Głaskała mnie po głowie jak małe dziecko. By udawać skruszonego diabła przytuliłam sie do kobiety i zmusiłam się do rozklejenia się. Po chwili pojawił się oparty o futrynę drziw prowadzących do jadalni Michel.
- Mam nadzieję, że przyjmiesz nas do swojego serca - uśmiechnął się do nas Michel. Zrobiło mi się nie dobrze od ich słodyczy. Po chwili gestem ręki zaprosił nas do jadalni, którego zapach roznosił się po całym domu. Musiało upłynąć duzo czasu bo jako jedyna jadłam obiad ....
Po kilku godzinach rozmów położyłam się w końcu do łóżka. Mój pokój był cały biały. Jedyne co w nim było to łóżko, szafa na ubrania i biurko. Z kurtki wyjęłam opakowanie antydepresantów i położyłam na półce nocnej obok szklanki wody. Zasnęłam chwilę potem. Zegar wskazywał wtedy 01.43. Kilka godzin później ( a dokładniej trzy) poczułam lodowaty dreszcz na mojej szyi. Sparaliżował mnie ten lód. Gdy wyszłam z szoku zapaliłam światło i dotchnęłam ręką moją szyję. Była ona lodowata. Obiegłam wzrokiem cały pokój i zobaczyłam .... znowu te oczy. Ciarki przeszły mi po całym ciele...
- Zgaść światło, a odejdę - powiedział głos. Posłusznie zgasiłam lampkę. Nie wiem czemu, ale zaczęłam się bać. Sięgnęłam po tabletki. Nie wiem czemu, ale wyjcisnęłam kilka tabletek, sięgnęłam po szklankę wody i zbliżyłam garść z tabletkami do ust Momentalnie zaczęłam czuć lód. Moja ręka znieruchomiała. Jakaś dziwna siła zatrzymała mnie. Poddałam się tej sile. Rozluźniłam dłoń, z której wypadły tabletki. Spojrzałam niepewnie na moją dłoń - zsiniała. potem skierowałam swój wzrok na oczy tego czegoś i spojrzałam głęboko w oczy ... były takie spokojne
- Nie powinnaś tego brać. To ci zaszkodzi - powiedziało to coś rozluźniakąc uścisk mojej ręki. - Ogrzej się bo zmarźniesz.
Po chwili okno się otworzyło, a to coś zniknęło w gęstej nocy ....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Rosalie_Alice
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z serc członków rodziny Cullenów Płeć:
|
Wysłany: Pią 16:45, 01 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Przez kolejny tydzień nie widziałam więcej tych oczu. Na moją prośbę Sara zapisała mnie do psychologa, żeby uwierzyła że jestem przykładną córeczką, która chce sie nawrócić. Zawsze mówili, ze byłam dobrą aktorką. Tak bardzo jej nienawidziłam.
Szkoła zaczęła się pięć dni temu. Już pierwszego dnia zakolegowałam się z Mayą i Pablem. Mimo różnych poglądów na życie super się ze sobą dogadujemy. Razem z klasą udaliśmy się podziwiać naturę w lesie. Ciekawiło mnie to jak zeszłoroczne słońce. No, ale cóż nauka to przymus. Cała klasa siedziała pod spruchniałymy pniami drzew wokół ogniska - oprócz mnie. Siedziałam z dala od towarzystwa tuż nad rwącym się wodospadem. Patrzyłam na wodę myśląc o rodzicach - tak bardzo tęskniłam za ich pogodnymi uśmiechami. Mimo, iż życie trwa dalej nie mogłam pogodzić się z ich odejściem. A może to Ten z góry zdecydował tak, bym mogła otworzyć oczy i zobaczyć, że mimo bólu i smutku mogę nadal żyć pełnią szczęścia....
- Nie jesteś głodna? - usłyszałam głos za sobą. Wiedziałam, że to była Maya. Odwróciłam sie do niej i posłałam w jej stronę promienny uśmiech
- Nie jestem głodna tylko samotna - wymamrotałam cichym głosem tak by nikt nie słyszał co się dzieje ze mną w środku.
- To czemu nie mówiłaś? Od razu bym do Ciebie przybiegła. - powiedziała Maya siadając przy mnie - Jesteś nowa w tych stronach, ale czemu taka mroczna i zamknięta w sobie?
- Wydarzenia sprzed miesiąca wywarły na mnie bolesne piętno - wyszeptałam łamiącym się głosem - Wybacz za to, że się rozklejam, ale zawsze tak reaguję, gdy wspominam o tym
- Kochana może zmieńmy temat? Najwyżej kiedy indziej mi powiesz co takiego się stało odbierając Ci chęć do dalszego życia - wyszeptała Maya obejmując mnie ramieniem. W tej chwili uświadomiłam sobie, że rodzice umarli, a życie trwa dalej
- Ty chyba jesteś aniołem. Dzięki Tobie uświadomiłam sobie, że mam przy boku osobę której mogę zaufać - odrzekłam Mai i zaczęłam opowiadać jej jak to było w moim wcześniejszym życiu. Nawet nie zauważyłyśmy gdy trzeba było wracać do domu. Tuż przed ściółką znowu zobaczyłam te oczy. Złapałam za rękaw Mayę. Tym razem to nie były przewidzenia - obie zauważyłyśmy, że te oczy nas obserwują. Przyśpieszyłyśmy kroku. Nieco bałyśmy się zwłaszcza, że nadchodził wieczór z czarną jak smoła nocą. Teraz szłyśmy w tej samej lini co przygarbiały nauczyciel będący wychowawcą naszej klasy. Co kilka kroków odwracałyśmy się by sprawdzić, czy nie widać tych oczu. Na szczęście zniknęły.
W niedzielę umówiłam się z Mayą i Pablem na przeszukanie lasu w ramach szukania właściciela oczu. Jak każdego ranka weekendu wstałam po 10. Po 20 minutach stania przed lustrem zeszłam na parter i bez żadnego słowa porwałam jabłko i wybiegłam z domu gdzie czekali już na mnie Maya w towarzystwie Pabla. Uśmiechnęłam się do nich na przywitanie
- Gotowi na poszukiwania? - spytałam całując w policzek Mayę, a potem Pabla
- Wpadłyście w paranoję - powiedział Pablo śmiejąc się z nas. Spojrzałyśmy na niego miejąc ochotę go zabić
- Nie zwariowałyśmy - odburknęłyśmy udając fochnięcie. Po chwili wszyscy razem wybuchnęliśmy śmiechem
- Lepiej chodźmy, bo po zmroku ja tam nie wejdę - powiedziała Maya biorąc mnie i Pabla pod rękę. Chwilę potem udałyśmy się do lasu. Droga zajęła nam pół godziny. Tuż przed ściółką rozdzieliliśmy się. Maya poszła w stronę polany, Pablo w miejsce z dużą ilością krzaków malinowych, a ja w miejsce gdzie zobaczyłam te oczy . . . Nawet najmniejszy szelest doprowadzał mnie do dreszczy. W końcu doszłam nad wodospad. Zaczęłam się rozglądać wokół siebie. Moją uwagę przykuła grupka osób siedzących w mniejscu gdzie moja klasa miała ognisko. Swój wzrok skierowałam na słońce, które paliło jak cho.le.ra. Znowu poczułam ten sam dreszcz co zwykle. Momentalnie zakręciło mi się w głowie - czułam, że trace równowagę. Powolnym krokiem zaczęłam się cofać prosto w wodospad. Nawet nie zauważyłam, że stałam tuż nad nim. Na moje nieszczęście straciłam tą cho.ler.ną równowagę. Złapałam się kamienia wyrastającego z ziemi. Nagle poczułam lodowaty uścisk trzymający moją dłoń. Bojaźliwie podniosłam głowę w stronę osoby, która mnie złapała. Wisiałam nad przepaścią, a jedyna osoba, która mogła mnie uratować pojawiła się przy mnie jak grom z jasnego nieba
- Ufasz mi? - spytał chłopak ściskając moją dłoń coraz mocniej
- Proszę pomóż mi - wyszeptałam płacząc. W tej chwili przestałam myśleć o wszystkim co mogło namieszac mi w głowie. Jedyne o czym myślałam to to by przeżyć oraz jak zniszczyć ból mojej prawej nogi. Domyśliłam się, że rozwaliłam od kolana aż po kostkę
- Muszę być pewien, ze mi ufasz - powtórzył pytanie chłopak.
- Ufam ci - wyszeptałam ściskając dłoń chłopaka zimną jak lód. Zamknęłam oczy, by nie widzieć tego rwącego wodospadu pode mną. Gdy je otworzyłam byłam już na rękach mojego wybawiciela. Był on lodowaty, a jednocześnie poczułam przy nim takie ciepło jak nigdy. Wciąż drżałam .....
- Nic Ci nie jest? - spytał chłopak stawiając mnie na ziemi - Jestem Adrian
- Nic mi nie jest tylko noga mnie boli - zerknęłam na moją prawą nogę. Tak jak myślałam była zakrawiona. - Jestem Esmeralda Isabela, ale wolę gdy się mówi na mnie Esme lub Bella. Dziękuję, że mnie uratowałeś
- Może usiądź, a ja zobaczę ranę - zaproponował Adrian. Spojrzałam jeszcze raz na moją nogę. Rana zaogniła się
- Wiesz co nie trzeba. Na końcu ściółki czekają na mnie przyjaciele. Dziękuję za dobre chęci - odpowiedziałam kulejącym krokiem odchodząc. Gdy przeszłam kilka kroków usłyszałam szepty pozostałych członków grupy Adriana.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|